Blog dla wszystkich milosnikow Toskanii. Jesli chcesz podzielic sie swoimi przezyciami, spostrzezeniami i przygodami z wakacji spedzonych w tym regionie - opisz je wlasnie tutaj. Prosze przesylac teksty i zdjecia na adres: aleksandra.seghi@email.it

wtorek, 4 grudnia 2012

Pociag Natura

Pociąg Natura to relaksująca podróż pociągiem po wiejskich obszarach położonych na południe od Sieny.To nielada przygoda. To tak jak bysmy nagle oderwali sie od pedu zycia, wsiedli do tego pociagu z epoki i rozkoszowali sie powolnoscia sytuacji, oddali sie relaksowi, wyciszyli i podziwiali rozciagajace sie przed nami wspaniale widoki.
Wycieczka trwa caly niedzielny dzien i oprocz jazdy w odrestaurowanych wagonach przewiduje rowniez wizyty na swietach i festynach w roznych toskanskich miastach, przede wszytkich w gorach Amiata.W celu uprzyjemnienia podróży, turystom towarzyszą wolontariusze zajmujący się organizacją oraz udzielaniem informacji turystycznych na temat mijanych krajobrazów.
Pociag Natura zaczyna swoje podroze juz w kwietniu. Pierwszy wyjazd przewidziany jest na targi antykow oraz rekodzielnicze w Buonconvento. Tak sie sklada, ze wydarzenie to znam osobiscie gdyz rok rocznie wyjezdzam wlasnie do Buonconvento by wystawic moja drewniana bizuterie. Wracajac do pociagu wyjezdza on z Sieny o godzinie 9.10 . O godzinie 10 jest w Asciano, a nastepnie o 11.30 w Monte Antico. Tam ma dluzszy postoj gdyz lokomotywa potrzebuje nabrac wody by kontynuowac jazde. Tam tez turysci maja wolny czas na zrobienie zdjec. O 12. 20 przybywamy do Buonconvento i mamy czas do godziny 17. W miedzyczasie mozliwe jest zjedzenie obiadu w jednej z miejscowych restauracji. Mam nadzieje, ze u Ducia na skrzyzowaniu centralnych ulic miasta. Za symboliczna sume jednego euro mozemy zwiedzic muzea w Buonconvento.
Nastepna wycieczka odbywa sie pod koniec kwietnia. Pociag jedzie z Sieny do Castiglion d'Orcia. Przewiduje postoj w Monte Antico na przerwe dla lokomotywy oraz na zrobienie zdjec. Z Monte Antico pociag przejezdza przez Park Val d'Orcia, rejony gdzie produkowane jest wino Brunello di Montalcino oraz Crete Senesi. Widok z okna jest niezapomniany i jedyny w swoim rodzaju. Nierowne wzgorza, gra kolorow, cyprysy rosnace w poblizu wiejskich domow. Pozostaje tylko rozmarzyc sie i upajac widokiem. To wlasnie dzieki takim widokom zakochujemy sie w Toskanii. Dojezdzamy do Torrenieri i przechodzimy do autokaru,ktory zawiezie nas do Castiglione d’Orcia. O godzinie 12 jestesmy na miejscu, zwiedzamy miejskie atrakcje oraz centrum historyczne. O godzinie 16.30 wracamy w kierunku Asciano skad odjezdza nasz pociag.




Trzecia podroz zaplanowana jest na 1 maja na wydarzenie o nazwie MAGGIOLATA w S.ANGELO. O godzinie 9.45 wyjezdzamy z Sieny. Lokomotywa na pare zawozi nas do Monte Antico, gdzie dzieki 15 minutowej przerwie mozemy zrobic troche zdjec. O godzinie 12 zawitamy na stacji w San Angelo, a tam bedzie na nas czekac miejscowa orkiestra. To bardzo mily moment wycieczki, rodzaj przywitania turystow przez miescowych ludzi. W Sant Angelo mamy mozliwosc wykupienia wizyty z przewodnikiem u producenta win Banfi. Obiad rowniez po uprzednim zarezerwowaniu, cena dla doroslego to 20 euro, dzieci od 4 do 10 lat placa 10 euro ,dzieci do 4 lat placa tylko za nakrycie. Popoludniowa pora asystujemy w roznych miejscowych wydarzeniach w tym wystepy grup folklorystycznych, orkiestr detych, ktore przechodza glownymi ulicami miasta. Tam rowniez znajduja sie stoiska z artykulami rekodzielniczymi. O godzinie 16.40 pelni wrazen i zakupow powracamy do Sieny.
Czwarty pociag natura wyjezdza z Sieny mniej wiecej w polowie maja. Przewiduje on podroz na targ o nazwie Crete w miejscowosci Asciano oraz swieto sera odbywajacego sie w tym samym miescie. Asciano posiada male, ale przytulne centrum historyczne. Warto jest sie tam wybrac. Tak wiec o godzinie 8.55 wyjezdzamy z Sieny, o 10.20 dojedzamy do Monte Antico, nastepnie mijamy Park Val d'Orcia, Crete Senesi az dojezdzamy do Asciano Scalo. Tam czeka na nas autokar by podwiezc nas do samego centrum Asciano.Popoludniu mozemy przejsc sie po targu rekodzielniczym. W tym roku oprocz targu odbylo sie rowniez swieto sera pecorino. Milosnicy sera pewnie juz zacieraja raczki na sama mysl o tym wydarzeniu i widza przed oczami gory toskanskich serow, wszystkich do sprobowania. Podczas takich swiat sprzedawcy chetnie kroja male kawaleczki sera i podaja nam do degustacji. W Asciano mozemy pojsc do 3 muzeuw. A o godzinie 17 musimy kierowac sie na stacje Asciano Monte Oliveto Maggiore skad odjedzie nasz pociag natura i uda sie do Sieny.
Kolejna podroz pociagiem odbywa sie w okolicach 20 maja i dotyczy swieta pociagow w Torrenieri.O godzinie 9.45 wyruszamy z Sieny, o 11.10 jestesmy w Monte Antico i po krotkiej przerwie zwiazanej z manewrami lokomotywy oraz po pstryknieciu kilku zdjec ruszamy do Torrenieri. Oczywiscie przejezdzamy przez Crete Senesi i rozkoszujemy sie wspanialymi toskanskimi widokami. O 12,30 jestesmy na miejscu, ogladamy wystawe modeli kolejowych, a jesli zarezerwowalismy miejsce to udajemy sie na wspolny obiad w miejscowym teatrze. O godzinie 17 odjezdzamy z Torrenieri i kierujemy sie na stacje do Asciano Scalo a nastepnie do Sieny.
Pod koniec maja pociag natura czyli po wlosku treno natura udaje sie na targi pt: ARTI E MESTIERI w gorach AMIATA. Wyjazd jak zawsze z Sieny. Ciekawostka jest to, ze w pociagu beda obecne osoby przebrane w kostiumy z epoki. O 9.10 wyjezdzamy z Asciano Scalo i udajemy sie do Sant’Angelo-Cinigiano. I tak jak w poprzednich przypadkach tak i teraz przejezdzamy przez Crete Senesi i rozkoszujemy sie wspanialymi ,toskanskimi widokami. O 10.30 jestesmy na miejscu.Mozemy udac sie piechota sciezkami Val d'Orcia i w rejonie Montalcino. Tu robienie zdjec gwarantowane, powiedzialabym obowaizkowe. Nastepnie autokar zawozi nas w gory Amiata, na wydarzenie o nazwie “arte e vecchi mestieri”, podczas ktorego odbywaja sie rozne spektalke folklorystyczne. Na miejscu przed uprzednia rezerwacja mozemy zjesc obiad w restauracji. O 16.10 zbieramy sie do powrotu do Sieny.

Kolejny treno natura wyrusza dopiero w polowie pazdziernika, gdzie w Castiglion d'Orcia odbywa sie swieto prawdziwka. Dla smakoszy grzybow to wspaniale wydarzenie i okazka wyprobowania toskanskiego porcino. Wyjazd oczywiscie z Sieny Przejazd Crete Senesi do Monte Antico a nastepnie w gorach Amiata przejscie do autokaru i dojazd do Vivo d'orcia. Tam czas wolny i zabawa na swiecie grzyba, degustacje, ewentualny obiad (jesli wczesniej zarezerwowaliscie go). Poznym popoludniem wracamy do Sieny.
Po swiecie grzyba kolej na swieto kasztana w gorach Amiata. Lokomotywa na pare wyrusza z Sieny i przejezdzajac przez Crete Senesi i wzdluz parku Val d'orcia zawozi na do Sant’Angelo-Cinigiano , skad autokarem dostajemy sie w gory Amiata. O 11.10 dojezdzamy pod las kasztanowy i mamy wolny czas na zbieranie kasztanow. Uwaga, dotyczy on osob, ktore zarezerwowaly obiad! Mam nadzieje, ze zbieranie nie wciagnie was tak jak mnie. Wokol nas bedzie tyle kasztanow, ze predzej czy pozniej (z doswiadczenia wiem, ze szybko) skoncza nam sie wolne siatki lub torebki. Po obiedzie w Abbadia San Salvatore, ktore tak na marginesie warte jest zwiedzenia, przejezdzamy autokarem do Arcidosso. A tam czeka na nas swieto kasztana.Po godzinie 16 musimy zbierac sie do powrotu do Sieny.
W Listopadzie pociag natura jedzie na swieto crostatone do miejscowosci Piancastagnaio, nastepnie w polowie miesiaca rusza na targ-wystawe bialego trufla Crete Senesi w SAN GIOVANNI D'ASSO. Wspaniale wydarzenie, polecam wszystkim. W srodu zamku ustawione sa stoiska z truflami, od drzwi czuc juz ich intensywny zapach. Wokol zamku rozlozone sa ogromne namioty a w srodku stoiska z produktami spozywczymi oraz rekodzielnictwem. Na poczatku grudniu pociag natura jedzie na swieto oliwy i targi bozonarodzeniowe. Jest mozliwosc odwiedzenia muzeum oliwy z oliwek w miejscowosci Seggiano. Druga wycieczka przewiduje pobyt w San Quirico d'orcia , na sama mysl wzdycham i tesknie... Ostatni pociag natura odjezdza w polowie grudnia i tym razem z miejscowosci Fabro zawozi nas do Sieny, gdzie przewidziane jest zwiedzanie miasta oraz muzeow.
Bilety mozna zarezerwowac przez internet. Cena biletu dla doroslego to 29 euro. Dzieci do lat 10 nie placa, lecz nie maja gwarantowanego miejsca siedzacego. Z doswiadczenia wiem, ze lepiej wykupic jest miejsce gdyz na przyklad moja 3-letnia corka absolutnie nie chcialaby siedziec na kolanach przez cala podroz. Co kazde 25 osob placacych 1 bilet gratis. Dodatkowo do ceny biletu nalezy dodac 3 euro wpisowego oraz ewentualna zaplate za przejazd autokarem.
W razie jakichkolwiek informacji mozecie wejsc na strone:


Nie pozostaje mi nic innego jak goraco zachecic wszystkich do wyjazdu do Toskanii oraz odbycie podrozy pociagiem natura.

piątek, 9 listopada 2012

Z czym kojarzy mi sie Toskania cz.2

Dzisiaj przedstawiam drugi komentarz, ktory zostal umieszczony pod wywiadem ABC na blogu Sabinki:

Toskania kojarzy mi się oczywiście z niezwykle pięknymi krajobrazami, jakich gdzie indziej szukać próżno. Ta malownicza kraina stanowi jeden z najpiękniejszych regionów Włoch. Są tacy, którzy uważają, iż toskańskie krajobrazy należą do najpiękniejszych na świecie.
Choć dotąd nie było mi dane być w Toskanii (oglądałam jedynie ją na zdjęciach i czytałam o niej w książkach), to w wyobraźni widzę tę krainę właśnie taką – cudowną, której piękno wzrusza i zapiera dech w piersi.
Widzę pełne soczystej zieleni urokliwe wzgórza, na których rozsiane są winnice i gaje oliwne. Widzę, jak w słońcu Toskanii dojrzewają najlepsze winogrona i oliwki, z których powstają później najlepsze wina i oliwa. Właśnie dlatego Toskania jawi mi się jako kraina winem i oliwą płynąca.
Skoro mowa o winie, to moim pierwszym skojarzeniem jest najbardziej chyba znane włoskie wino – Chianti – wytrawne, intensywnie czerwone, wręcz rubinowe, z lekką nutą zapachu fiołków. Nazwa tego wina pochodzi od toskańskich wzgórz Chianti, stanowiących prawdziwe serce Toskanii.
Jak wspomniałam, Toskania kojarzy mi się również z wytwarzaną tam wysokiej jakości oliwą. Można powiedzieć bez chyba żadnej przesady, iż oliwa z Toskanii, a w szczególności ze wspomnianych wzgórz Chianti, jest wyjątkowa: wyśmienita i dość cenna.
Istnieje polskie przysłowie, mówiące: „Prawda jak oliwa – zawsze na wierzch wypływa”. To przysłowie wyjątkowo skojarzyło mi się z tą krainą wina i oliwy, gdyż prawda jest taka, że Toskania to prawdziwy raj dla miłośników dobrego wina, wyśmienitej oliwy oraz przepięknych krajobrazów.
Ale mam jeszcze jedno skojarzenie z Toskanią. Gdy myślę o tej krainie, przed moimi oczyma w wyobraźni rozgrywa się wspaniały spektakl, który chciałabym kiedyś zobaczyć w rzeczywistości, a który jak na razie jest mi znany tylko z opisów. Chodzi o słynny toskański festyn Palio, odbywający się dwa razy do roku w Sienie, mający bogatą tradycję, bo sięgający swymi korzeniami czasów średniowiecza. Gdy czytałam o regułach tych zawodów, o tym, jak dokładnie one wyglądają, aż udzieliły mi się emocje, które towarzyszą temu niewątpliwie wspaniałemu widowisku.
Marzę o tym, by kiedyś móc odwiedzić Toskanię, zobaczyć jej osławione urokliwe krajobrazy, zachwycić się jej pięknem, wypić właśnie tam, w tym wyjątkowym miejscu lampkę wina Chianti, wziąć udział w tym barwnym i żywiołowym widowisku, jakim jest Palio i poczuć jego niezwykłą atmosferę.
Mam nadzieję, że kiedyś to marzenie się spełni. A na razie… poznaję Toskanię poprzez książki opowiadające o tej wspaniałej krainie, przenosząc się w wyobraźni na toskańskie zielone wzgórza.

                                                                                   Dorota

czwartek, 8 listopada 2012

Z czym kojarzy mi sie Toskania cz.1

Na blogu Sabinki zostalam zaproszona do wywiadu z serii ABC autora.
Oglosilysmy konkurs, w ktorym mozna bylo wygrac ksiazke "Slodkie pieczone kasztany". A pytanie konkursowe brzmialo: z czym kojarzy Ci sie Toskania?

Wyroznione zostaly dwa komentarze. Dzisiaj cytuje jeden z nich. Jednoczesnie pytanie konkursowe poddalo mi pewna mysl: by na blogu Turysta w Toskanii stworzyc serie pod tym samym tytulem. Jesli macie ochote napisac z czym kojarzy Wam sie Toskania - piszcie na adres:

aleksandra.seghi@email.it

Z wielka checia opublikuje Wasze wypowiedzi!

A oto pierwszy komentarz z bloga Sabinki:

Toskania kojarzy mi się z malowniczymi, barwnymi, sielskimi krajobrazami, z romantyzmem, winnicami, gajami oliwnymi, alejami cyprysów, zapachem ziół i kwiatów. Od razu przed oczami mam obraz wzgórz, porośniętych słonecznikami oraz wąskie, strome uliczki prowadzące do uroczych, kamiennych domków, zamieszkanych przez gościnnych, pogodnych i życzliwych gospodarzy. Toskania przywodzi mi też na myśl idealny klimat do życia, palące słońce, zawsze dobrą pogodę, kuszącą do zażycia spaceru wśród pól i łąk. Miejsce to niesie w sobie jakiś wymiar tajemniczości, zagadki, dlatego jest ciekawe i pobudza do refleksji. Czasem ma się wrażenie, że czas się zatrzymał, gdy widzi się tamtejsze kobiety, oddające się robótkom ręcznym lub też siedzące na ławkach przed domem i obserwujące przybyszy.
Toskania słynna jest też z charakterystycznych potraw, mnogości smaków. To właśnie tam można skosztować cenionego od wieków, tradycyjnego włoskiego wina i zaopatrzyć się w wytwarzaną tu prawdziwą oliwę z pierwszego tłoczenia. A, że jestem wielką wielbicielką wszelkich rodzajów serów, to mam tu prawdziwą oazę i rozkosz - od Raviggiolo di pecora senese, Pecorino di Pienza, po Ricotta di pecora senese. Owcze sery mają słodki, delikatny smak, pachną mlekiem, wręcz kuszą, aby ich spróbować. Ale nie tylko na serze człowiek żyje, więc warto również zakupić tam takie wędliny jak: Capocollo, czy Buristo, są naprawdę pyszne, bez sztucznych konserwantów, wytwarzane według dawnych i sprawdzonych sposobów. Jako typowy łasuch, nie przejdę też obojętnie obok toskańskich łakoci – ciasteczek drożdżowych Cavallucci, ciasta Panforte di Siena, pełnego aromatycznych owoców i przypraw. Wiele wypieków jest słodzonych miodem, przez co są o wiele zdrowsze. Toskańskie restauracje kojarzą mi się z wszechobecnymi truflami, dodawanymi do wielu potraw. A, że to Włochy, to oczywiście nie obyłoby się bez makaronu. Jest on tu wyrabiany ręcznie i nosi nazwę Pici.
Toskania to nie tylko krajobrazy i apetyczne jedzenie, ale też sztuka. To tutaj tworzyli i żyli Leonardo da Vinci, Michał Anioł i Rafael Santi, Dante Alighieri, Giovanni Boccaccio, Francesco Petrarca.
Będąc w Toskanii, warto również odwiedzić słynne miasta: Pizę, Florencję i Sienę. Oprócz słynnej Krzywej Wieży, czy katedry florenckiej, można tu zobaczyć naprawdę wiele ciekawych zabytków, w zależności od tego, co kogo interesuje.
Myślę, że w Toskanii każdy znajdzie coś dla siebie. Dla jednych będzie to szukanie ukojenia wśród Apeninów, falujących wzgórz i przyrody, kosztowanie tradycyjnej włoskiej kuchni, a dla innych obcowanie ze sztuką i aktywne zwiedzanie. To miejsce jest po prostu magiczne.

                                            Klementynka


poniedziałek, 5 listopada 2012

Lukka spacerem i nie tylko

Dzisiejszy tekst udostepnila nam Blanka z bloga Autostrada del SoleSerdecznie dziekuje i zapraszam do lektury:

Lukka spacerem. I na dwóch kółkach.

Lukka była letnią improwizacją, taki niespodziewany wypad weekendowy z przyjaciółką. Dojazd na miejsce i od razu oczarowanie: Lukka jest piekna! Zamknięte w grubym pierścieniu średniowiecznych murów stare miasto to raj dla pieszych i rowerzystów. Samochody w ilościach śladowych, co za ulga!
Pierwszy wieczór: chcemy coś zjeść. Nie wiemy gdzie, pytamy. Zaczepione na ulicy dwie miejscowe panie (Laura i Sonia) mówią, że właśnie idą na kolację do miłej restauracji i możemy się przyłączyć. Od tej chwili widzimy Lukkę oczami jej mieszkańców: są opowieści, anegdoty i wskazówki. 


In primis Lukka to miasto w którym urodził się Giacomo Puccini (to ten od „Cyganerii” i „Madame Butterfly”, precyzują nasze towarzyszki). Na kawę po kolacji idziemy do baru, który zwykł odwiedzać szacowny kompozytor (Cafè Di Simo). Nazajutrz panie polecają sklep z pamiątkami dotyczącymi twórczości Pucciniego (Puccini’s Memories, Piazza dell’Anfiteatro - Plac Amfiteatru). 


I skoro już jesteśmy przy tym placu, to jest on bardzo charakterystyczny, o kształcie elipsy, otoczony ze wszystkich stron kamienicami, pełen sklepików i kawiarenek – notabene najlepsze miejsce na aperitif – dodają zgodnie.
Po kawie spacer nocą, co robią chyba wszyscy, bo jest upiornie gorąco. Trzeba zobaczyć kościół św. Michała Archanioła (Chiesa di San Michele in Foro) – umieszczony na szczycie posąg patrona przedstawia go, jak dzierży w dłoni dwa potężnych rozmiarów diamenty. Legenda głosi, że w chwili potrzeby skarb zostanie przekazany mieszkańcom Lukki. Jak dotąd nie zmienił jednak właściciela. Prowadzone niczym przez Wergiliusza idziemy też do katedry (Duomo di San Martino). Jest tam grobowiec młodziutkiej żony jednego z możnych Lukki – Ilarii del Carretto. Nasze towarzyszki mówią, że znajdujący się na jego płycie posąg dziewczyny był inspiracją dla Walta Disneya do przedstawienia postaci Śpiącej Królewny. 


Jest już późno, więc choć z żalem, żegnamy Laurę i Sonię. Następnego dnia korzystamy z ich wskazówek i zwiedzamy miasto na rowerach. Punkt kulminacyjny to ponad 4 - kilometrowa trasa wzdłuż średniowiecznych murów – widoki są zniewalające. Na koniec jeszcze panorama miasta z góry, wspinamy się po schodkach 40 - metrowej wieży widokowej - Torre Guinigi. 


Nasze wspomnienie Lukki to: spacery, rowery, zwiedzanie bez komunikacji miejskiej – po prostu miasto na miarę człowieka niezmotoryzowanego - tego nam było trzeba! 


Wszystkie zdjecia pochodza z archiwum autorki tekstu. Za ich udostepnienie serdecznie dziekuje.

niedziela, 28 października 2012

Bella Toskania cz.III

Pani Katarzyna zaprasza nas na trzecia czesc wspomnien z wyjazdu do Toskanii.
 
                                                Siena 
 
Wreszcie dojechaliśmy do Sieny. Oczywiście na dobry początek, zaczęliśmy od poszukiwania dogodnego parkingu, jak zawsze, trochę kierując się według wskazań mapy, trochę przez przypadek. Udało się. Do wjazdu kolejka samochodów, ale poszło szybko. Niestety nagle zaczęło padać, więc w pośpiechu ruszyliśmy za grupą turystów, którzy jak sądziliśmy, wiedzą dokąd iść. Intuicja nas nie zawiodła. Żeby dostać się do Piazza del Campo, musieliśmy skorzystać z piętrowego tunelu z ruchomymi schodami. Zanim jednak to zrobiliśmy, zaintrygowały nas biletowe automaty, których funkcję przyszło nam poznać dopiero na zakończenie dnia.
 
Pokonując kolejno ruchome schody, natknęliśmy się na wyjątkowa ciekawostkę. Otóż jedna ze ścian wyłożona jest mozaiką kolorowych, ceramicznych kafelków. Każdy jest inny, każdy zachwyca wzorem, ciekawą fakturą i niepowtarzalnością. 


Jak widać, nawet wyjście z parkingu, może stać się niebanalną galerią sztuki.
Znakiem rozpoznawczym Sieny jest wilczyca karmiąca Romulusa I Remusa, pojawiająca się w wielu miejscach miasta. Zgodnie z legendą Sienę założył Senius, syn Remusa, który był jednym z założycieli Rzymu.














Piazza del Campo – ma dość specyficzny, a przez to interesujący kształt muszli, lub jak niektórzy nazywają - wachlarza. Czerwony, wybrukowany cegłą i marmurem plac, opada skośnie w dół, od kamienic położonych wzdłuż górnej krawędzi “muszli” do Palazzo Pubblico w którym znajdują się do dzisiaj władze miasta. Mówi się, że kształt Piazza del Campo nawiązuje do płaszcza Panny Marii, opiekunki Sieny. Palazzo Pubblico wybudowano w latach 1297 – 1310 z cegły i trawertynu. Prezentuje się okazale, głównie dzięki górującej nad placem Torre del Mangia – strzelistej dzwonnicy, dobudowanej około trzydzieści lat później. Plac to przede wszystkim Palio – najsłynniejszej włoskiej gonitwy konnej. 2 lipca i 16 sierpnia, rozgrywa się ta święta gonitwa. Poprzedza ją, celebrowana przez biskupa „msza dżokeja” – messa del fantino. Tuż przed 16.00 wyrusza uroczysty, kolorowy orszak z chorągwiami, wykonujący imponujące ewolucje. Tłum wiwatuje i rozpoczyna się wyścig, podgrzewany niskimi dźwiękami bębnów. Wyścig trwa dosłownie chwilę, a gdy zwycięzca dobiega do mety, tłum szaleje. Zwycięska dzielnica otrzymuje nagrodę i wielkie uznanie ludzi. Wieczorem zaś zaczyna się prawdziwa włoska feta.
Marmurowa Fonte Gaia „Radosne Źródło”, powstała w 1419 roku. Twórca jej był Jacopo di Pietro. Obecna dekoracja rzeźbiarska to kopie dzieł, które znajdują się w muzeum. Ciekawostką jest, że do dzisiejszego dnia, źródło zasilane jest wodą, płynącą ze średniowiecznego akweduktu. To pierwsza miejska fontanna. 

 
Kiedy pierwszy raz ujrzałam tę katedrę, pojawiło się pytanie – Która będzie dla mnie numerem 1? Której wręczę palmę pierwszeństwa – katedrze sieneńskiej czy florenckiej? Obie zapierają dech, obie niewiarygodnie zachwycają pięknem. No więc, która?
Katedra Wniebowzięcia N.M.P. powstała w XIV wieku. Twórcą projektu był Nicola Pisano, lecz to jego syn Giovanni, nadał jej ostateczny wygląd. Historia jej sięga nieco dalej niż XIV wieku. Otóż już w wieku IX teren, na którym obecnie znajduje się katedra, zajmowały budynki sakralne i pałac biskupi.
Wnętrze katedry zdobi marmurowa posadzka, wykonana z pasów białego i czarnego marmuru oraz ambona wykonana przez Pisano. Zachwyt powodują także dzieła innych, najsłynniejszych twórców włoskich - Donatella, Michała Anioła, czy Berniniego.
Biały i czarny kolor, to kolor herbu Sieny, dlatego zastosowano taki motyw marmuru w paski. Katedra ma trzy nawy. Nawa główna długości około 60 m i szerokości około 35 metrów. W nawie możemy podziwiać aż 172 popiersia papieży, w rogach łuków jest 36 popiersi cesarzy.


Biało – różowy marmur świeci się w promieniach toskańskiego słońca. Niespotykana mnogość dekoracji rzeźbiarskich, pokrywa całą elewację katedry.

 












W osobistym starciu na palmę pierwszeństwa sądzę, że katedra florencka przyćmiewa sieneńską z zewnątrz, ale wnętrzem sieneńska bije florencką na głowę. I odpowiedź gotowa w połowie

Pokryte misternymi freskami wnętrze przykatedralnej biblioteki Piccolomini

Zapuszczając się w ciasne uliczki Sieny, trzeba uważać by nie zgubić się w ich labiryncie. Zawiłe i często strome, odkrywają swoje piękno przed każdym, wrażliwym obserwatorem. Spacerując nimi można chłonąć sieneński klimat bez końca. Późnym popołudniem słońce maluje bajeczne obrazy na fasadach średniowiecznych kamienic. Trudno było nam rozstać się z tym miejscem. 



 Spacerkiem po uliczkach Sieny











No cóż czas wracać. Ponownie pokonujemy ruchome schody w stronę parkingu. Ledwo powłócząc nogami, doszliśmy do samochodu. Mąż wciska bilet parkingowy a tu nic, wyskakuje, pojawia się komunikat, bramka ani drgnie. Kilka prób i zaczynamy się denerwować, bo za nami ustawił się już sznur samochodów do wyjazdu. O co chodzi? Na szczęście podszedł do nas jakiś polski turysta i oświecił nas, że bilet należało skasować w automacie jeszcze w tunelu i tam też dokonać opłaty. Ledwo udało się wycofać z kolejki na bok parkingu, by nie blokować innych wyjeżdżających. My, a raczej mój mąż, musiał wrócić do przejścia by opłacić postój. W ten właśnie sposób poznaliśmy tajemnicę automatów, stojących w holu wejścia do tunelu. Wiadomo, człowiek uczy się całe życie. 

Piza – miasto Galileusza
Krzywa Wieża dalej jest krzywa i wciąż z każdej strony oblegana przez tłumy turystów. Każdy chce mieć zdjęcie z wieżą w tle. Ludzie uprawiają przed nią dziwne pozy, wyginają się i wyciągają rączki. Wszystko bardzo śmiesznie wygląda, ale czego się nie robi by mieć pamiątkowe zdjęcie bohatera, podtrzymujacego przechylającą się wieżę.
Pod koniec XII wieku prace nad budową wieży, mającej pełnić rolę dzwonnicy, przerwano na prawie 100 lat. Zapadł się pod nią teren. Przez kolejne stulecia konstrukcja wciąż się przechylała. Dziś jej odchylenie od pionu wynosi 3,99 m. Waży ponad 14 tysięcy ton i mierzy 56 metrów.
Już od początku budowy wieża zaczęła się przechylać. Próbowano wyrównać odchylenie poprzez przedłużenie z jednej strony długości kolumn. Oczywiście na niewiele się to zdało. Dopiero w latach 90-tych XX wieku, rozpoczęły się fachowe prace remontowe. Maksymalny stopień odchylenia – 4,47 m. został odnotowany w 1993 roku. Na wiele lat wieżę zamknięto dla zwiedzających. Dziś można bez problemu wdrapać się na jej szczyt i podziwiać panoramę Pizy i okolic. 

 
W 1600 roku, mieszkańcy Pizy byli świadkami pewnego eksperymentu. Otóż Galileusz chcąc obalić teorię Arystotelesa, że prędkość spadania ciał zależy od ich wagi, wdrapał się na szczyt wieży i spuścił z niej dwie kule o wadze 80 kg i 200 kg. Obie spadły w tym samym momencie. Galileusz zatriumfował i dumny zszedł z wieży. W owym czasie Galileusz obejmował stanowisko dziekana na wydziale matematyki na uniwersytecie w Pizie.


  Kopuła baptysterium św. Jana Chrzciciela – największego baptysterium we Włoszech. Jego obwód wynosi ponad 107 metrów. Atrakcją są XIII – wieczne chrzcielnice o różnych rozmiarach. Dekoracja rzeźbiarka w całym baptysterium nawiązuje do życia i działalności św. Jana Chrzciciela. Zadziwiająca jest misterność i precyzja, które podobnie jak w katedrze, dają uczucie lekkości i harmonii.


Katedra Matki Boskiej Wniebowziętej została wzniesiona na przełomie XI i XII wieku. Pięcionawowe wnętrze przykrywa kasetonowy sufit. W absydzie znajduje się przecudowna mozaika z XIII wieku, przedstawiająca Chrystusa, Maryję i Jana Chrzciciela. Wnętrze zdobi także ambona, której twórcą był Pisano. 

 
Zjawiskowa fasada robi wrażenie. Udekorowana została czterema rzędami kolumn i całym mnóstwem posągów, ślepych arkad bocznych, bogatych w ornamenty portali. Mimo, że mamy do czynienia z nadmiarem ozdób, katedra uważana jest za przykład doskonałej harmonii.
Z katedrą wiąże się także legenda, która mówi, że wspomniany już Galileusz, obserwując w niej oświetlenie (tzw. Lampa Galileusza), odkrył prawo ruchu wahadła. 

Relaks podczas zwiedzania
 

Piza od podwórka nie wygląda imponująco. 


To fotka ulicy wiodącej z parkingu do Piazza dei Miracoli. Codzienność jak widać dopadła nas choć mieliśmy zamiar jej nie dostrzegać. Ale to tylko tak na marginesie.
Spotkanie z Toskanią to także miejsca, których nie ma w przewodnikach. Zabłądziliśmy nad brzeg morza. Chcieliśmy delektować się ciszą i tak też było. Kompletnie wyludnione o tej porze roku nadmorskie miejscowości nie miały nam do zaoferowania niczego ponad szum fal. Po spacerze chcieliśmy coś zjeść, ale niestety wszystko było pozamykane. Tak to jest nad morzem po za sezonem. 


Nie wspomniałam o basenie, który był przy naszym domu. Przez kilka dni chodził mi po głowie pewien plan. Dopiero pod koniec urlopu mogłam go zrealizować. Była piękna pogoda, słońce wręcz parzyło. Kazałam mężowi przynieść aparat. Wzięłam niewielki rozbieg i w pełnym rynsztunku wskoczyłam do basenu. Marzyłam o tym i udało się. Tak było fajnie, że powtórzyłam swój wyczyn kilkakrotnie. Niestety męża nie dało mi się namówić. 

 

Nadszedł niestety moment powrotu do domu. Jak to się mówi – wszystko co dobre, szybko się kończy. A było dobre, wręcz wspaniałe, bo obojgu nam naprawdę nie chciało się wracać. Drogę powrotną mój mąż opracował w tajemnicy przede mną. Skoro zrezygnował dla mnie z wakacji w Alpach, postanowił choć na chwilę o nie zahaczyc. Tak więc odwiedzieliśmy Alpy.



Dokładnie nie pamiętam którędy jechaliśmy. Pamiętam, że zrobiło się zimno i zupełnie inaczej, jakoś smutniej, ale nic nie mówiłam. Układałam sobie w myślach plan następnej wycieczki do Toskanii. Marzy mi się toskańska prowincja i nauka gotowania tradycyjnych toskańskich potraw.

Wszystkie zdjecia pochodza z archiwum autorki tekstu. Dziekuje za ich udostepnienie.

poniedziałek, 22 października 2012

Bella Toskania cz.II

Oto druga czesc opowiesci pani Katarzyny. Zapraszam!
Bella Toskania cz.II

Jak wiele kobiet, ja także wciąż jestem na diecie. Do czasu jadnak, bo gdy jestem w Toskanii, zapominam o mocnym postanowieniu prawie nicniejedzenia. Tam, natychmiast ruszam na spotkanie z kulinarną muzą. Nie żebym sama mierzyła się z garnkami, o nie. I choć od czasu, do czasu coś upichcę, to zdecydowanie wolę podążać za bajecznymi smakami toskańskich kucharzy, piekarzy i cukierników. Budzi się we mnie cheć łasuchowania i ciągłego podjadania. Zaczynam oczywiście od wszelkiego rodzaju makaronów, obficie okraszonych przeróżnymi dodatkami. Po nich przychodzi czas na pizzę, choć przyznam szczerze, że ani we Florencji, ani Sienie, ani w innych bardziej obleganych miejscach, nie udało mi się zjeść wyjątkowej. Wierzę, że jest to możliwe, tylko ja po prostu nie trafiłam w odpowiednie miejsce. Jest natomiast taki mały bar, nic specjalnego, nie zwraca na siebie większej uwagi, przy drodze niedaleko Certaldo. We drzwiach wejściowych wisiały, znane nam z epoki PRL-u kolorowe paski, na stołach ceratki i sztuczne kwiaty. Właściwie zatrzymaliśmy się tam żeby kupić wodę, ale zapach jaki wydobywał się z ogromnego pieca, umieszczonego wręcz na widoku w obszernej sali, zatrzymał nas na dłuższe posiedzenie. W rezultacie pochłonęliśmy dwie ogromne pizze, na genialnym cienkim cieście. Jedna obłożona suto prosciutto, druga to doskonała kompozycja serów i oliwek. Do tego bardzo uprzejmy właściciel, podał nam miskę z rucolą i flaszkę oliwy. Nie zapomnę tych smaków i zapachu. Naprawdę warto odwiedzić, nawet z pozoru niewyględny bar, może pozytywnie zaskoczyć.
Zdarza mi się, dla poprawy nastroju, upiec pizzę w domu. Efekt moich dokonań, o dziwo, bardzo mnie zadowala. Powoli staję się mistrzynią, a przynajmniej tak mówią ci co jej próbowali. 

 
Zwiedzanie jest cudowne, ale koniecznie połączone z przyjemnościami dla ciała. Gdzie indziej, niż w Toskanii, można zasmakować ich tak wiele? No właśnie. Od takiej strony również ją poznawałam. Poznawałam, bo z pewnością jeszcze nie poznałam. Wszystko jednak przede mną. Zamierzam bowiem odwiedzić Toskanie ponownie. Tymczasem pozostają mi własne kulinarne eksperymenty, których inspiracją są oczywiście włoskie potrawy. Minusem takiej kuchni jest to, że chce się jeść więcej i więcej.
A tak było w naszym domu w Pistoi. Zdarzało się, że wielką kuchnie zamieniałam w pobojowisko, gotowałam, przyrządzałam, a zapach nęcił wszystkie stworzenia. Pojawiała się znana już kotka, jej towarzysz, stary bezogoniasty kocur i mój mąż oczywiście, przebywający wszędzie, byle nie w kuchni. Rozbudzony apetyt kazał mu wtedy otworzyć kolejną butelkę wina i zaczęła się uczta. Na stół wjechał makaron papardelle z pomidorową fantazją, przyprawiony świeżą bazylią. Do sosu wpadło także wiele innych znaczących składników, bez których nie smakowałby tak wyśmienicie. Zasiedliśmy przy wielkim, bodajże przeznaczonym dla 12 osób stole i czuliśmy się jak u siebie w domu. 

 
Podano do stołu. Brzuszki choć zrobiły się duże, były bardzo zadowolone. Tę potrawę na życzenie męża, powtórzyłam tuż przed wyjazdem. 

Błogostan, pełen relaks. Mała przerwa w zwiedzaniu. To zdjęcie zostało zrobione podczas mojego pierwszego pobytu we Włoszech.

Póznym popołudniem, przechadzaliśmy się po olwnym gaju, który szczelnie otaczał nasz dom. Każde drzewo inne, każde wyjątkowe i skąpane w bladej zieleni. Z najwyższego tarasu gaju, roztaczał się bezkrezny widok na okolicę Pistoi. To wymarzone miejsce na odpoczynek. Niejednokrotnie pomyślałam, jak wspaniele byłoby mieć taki dom i zamieszkać w Toskanii.
Przyłapałam kiedyś właściciela tego pięknego gaju, jak kosił trawę wśród drzew Ponieważ oliwny gaj, posadzony jest na zboczu wzgórza, praca w nim nie jest prosta. Wszystko jest jednak dobrze zorganizowane i zaplanowane. Gaj podzielony został na wiele podłużnych tarasów. Kolejne tarasy, połączone są w taki sposób, że bez problemu można jeździć po nich traktorem, zachowując serpentymnowy kieunek. Moim marzeniem jest uczestniczyć w zbiorze oliwek. Ciekawa jestem czy wygląda to tak, jak pisała o tym Marlena de Blasi w „Tysiąc dni w Toskanii”. 

    Spacer po tarasach gaju oliwnego

Mój mąż ryzykował życiem, a przynajmniej zdrowiem, wdrapując się na gzyms by zrobić to zdjęcie 






I jeszcze nocne spojrzenie Pistoię. Zdjęcie zrobione z okna naszej sypialni
 



Najedzeni, zrelaksowani i szczęśliwi wyruszyliśmy do Florencji. Droga kręta, niby kilometrów niewiele, a my jechaliśmy i jechaliśmy. Zaciekawieni architekturą, widokami zatrzymywaliśmy się dość często, tak że na miejscu byliśmy dopiero o 10.00. Kolejna godzina to poszukiwanie parkingu. Zupełnie przypadkowo trafiliśmy na podziemny w pobliżu twierdzy św. Jana Chrzciciela. Szybkim marszem dotarliśmy do miejsca docelowego – pod Santa Maria del Fiore. Ta Katedra zachwyca mnie i oszałamia. Usiedliśmy w kafejce, po lewej stronie fasady i z tej niewielkiej odległości, nasycałam się jej widokiem. Nic więcej mi wtedy nie było trzeba. Wyśmienita kawa we florenckiej scenerii. 

Wspomniana kafejka, tuż przed fasadą katedry

Florencka katedra jest jedną z największych świątyń katolickich na świecie. Ma 150 metrów długości i trzeba mieć super sprzęt fotograficzny by objąć ja w całości. Wizytówką katedry jest jej fasada, wyłożona trójkolorowym marmurem – białym z Carrery, zielonym z Prato i bladoróżowym z Marremmy. Budowę rozpoczęto w XIII wieku. Najpierw budował Cambio, następnie Giotto i Pisano. Imponującą kopułę o szerokości 90 metrów, już w pełni renesansową, zaprojektował Brunelleschi. 



















Z każdej strony jest na co popatrzeć. Żeby wejść do środka, trzeba swoje odstać w bardzo długiej kolejce. Warto jednak zadać sobie ten trud i wdrapać się także po 463 schodach na kopułę i podziwiać zapierającą dech, panoramę Florencji. 

 
Przemierzanie uliczkami i zaglądanie w miejsca, o których nie wspominają przewodniki, jest moim ulubionym zajęciem. Kobiety tak mają przecież, że nawet jak czasu niewiele, a do zwiedzania całe mnóstwo, to i tak znajdą chwilę na urokliwe sklepiki, małe galeryjki, butki ze znaną na całym świecie biżuterią i stoiska z różnościami. 

Piazza della Signoria – galeria rzeźb pod gołym niebem. W tle kopia najsłynniejszego Dawida

Na schodach bazyliki św. Krzyża. Odpoczynek w drodze do Ponte Vecchio
 
Ponte Vecchio Most Stary, zwany powszechnie Mostem Złotników – najstarszy florencki most z 1345 r. Dziś ugina się pod ciężarem bogactwa. Znajdują się tam bowiem ekskluzywne sklepy jubilerskie. Nie sposób przejść, nie przyklejając nosa do szyb wystawowych. Trudno wyobrazić sobie, że początkowo do XVI w. były tam jatki rzeźników i warsztaty garbarskie. Książę Ferdynand kazał jednak „oczyścić” jedyną drogę wiodącą z Pałacu Starego do Pałacu Pitti. 


Spędziliśmy we Florencji cały dzień. Dzień pełen wrażeń i zachwytów ale wciąż mam odczucie niedosytu. Nie da się zobaczyć wszystkiego i choć nie był to mój pierwszy pobyt, wciąż tyle przede mną do obejrzenia. W sumie to dobrze, bo to kolejny pretekst by wyciągnąć męża na toskańskie wakacje. 


Wszystkie zdjecia pochodza z archiwum autorki tekstu. Serdecznie dziekuje za ich udostepnienie.

niedziela, 21 października 2012

Arezzo

-->
Dzisiaj dzieki Marcie z Fotomannia przeniesiemy sie do Arezzo. Serdeczenie zapraszam do lektury:

Będąc w Toskanii, staram się odwiedzić Arezzo. To miasteczko zawsze mi przypomina jak życie jest piękne. To tu właśnie był kręcony film La vita è bella, z Roberto Begninim w roli głównej.
W wielu miejscach można napotkać oznaki obecności filmowców w mieście kilka lat temu.


W jesienny dzień Arezzo jest raczej opustoszałe. Jest zupełnie inna atmosfera niż w zatłoczonej Florencji. Na Placu kilka osób. W wąskich uliczkach kompletne pustki. Można więc poczuć tą niesamowitą atomsferę włoskiego miasteczka. W Polsce o tej porze roku już jest chłodno i raczej ponuro, tu za to piękne ciepłe słońce, które niektórych nawet skłania do krótkiej drzemki na schodach.

 Plac w Arezzo

Mam tu swoją ulubioną uliczkę. Od lat nic na niej się nie zmienia, za każdym razem wracam i widzę tą samą scenerię. 

               Trattoria Arezzo

Człowiek wtedy myśli, że zatrzymał się w miejscu, że wcale nie minęło zbyt wiele czasu od ostatniego razu i że w związku z tym w papierach lat nie przybyło. To świetny sposób więc na zachowanie młodości.
Za każdym razem jednak jak jestem w Arezzo to zaglądam w nowe uliczki i zawsze coś znajduję co powoduje, że nie mogę odejść z tego miejsca. W tym roku trafiłam na taki właśnie zakątek. Idę sobie, idę, a tu schodki. Oczywiście nikt tam nie zagląda, ale ja nie byłabym sobą gdzybym nie sprawdziła co za tymi schodkami się kryje. Wchodzę a tu maleńkie podwórko, tak urocze, że poprostu stoję i patrzę. Ktoś tam sobie mieszka i pewnie nie bardzo zdaje sprawę z tego, że miejsce jest zachwycające. 

                 PODWÓRKO

W Arezzo jest również sporo antykwariatów oraz sklepików ze starociami. Stare meble wystawione na ulicę dodają niezwykłego uroku. 
 
Meble

Na głównym placu pod arkadami natomiast znajdują się małe restauracyjki. Gości nie jest zbyt dużo, bo jest juz dawno po sezonie. Tylko jacyś zbłąkani turyści, głównie jednak Włosi z innych rejonów. Można nawet zobaczyć jak robi się makaron. 
 

Urok miastu i małym uliczkom nadaje motoryzacja! Wszędzie stoją stare vespy (ja na wszystkie motorki już mówię vespa, nie wgłębiając się w szczegóły) oraz stare autka. 
 

Jest też uroczy sklepik z toskańskimi pysznoścaimi.

Sklepik

Obowiązkowo trzeba też wejść z placu schodami na górę, gdzie znajduje się park, a zniego roztacza się piękny toskański widok.


A póżniej już wróćić spokojnym krokiem pięknymi uliczkami i powiedzieć sobie do następnego razu Arezzo.
LA VITA È BELLA!

Uliczki w Arezzo

Wszystkie zdjecia pochodza z archwium autorki tekstu. Bardzo dziekuje za ich udostepnie.